Autorki tekstu: Joanna Berendt & Monika Panas.
Podejście Porozumienie bez
Przemocy (Nonviolent Communication) mówi: „Zrozum potrzeby, a będziesz w stanie
rozwiązać konflikt.” Tylko co z tego, że sobie zdam sprawę, że ktoś ma takie
czy inne potrzeby? Zaskakująco, to może wiele zmienić w dynamice toczącego się
konfliktu.
Jest różnica pomiędzy
powiedzeniem „No tak, wiem, że on ma jakieś potrzeby” i zaraz przejściem nad
tym do porządku dziennego, a zatrzymaniem się i daniem sobie czasu na zobaczenie
„człowieka w człowieku”. Nad dostrzeżeniem (bez ocen, bez oczekiwań na zmianę)
pięknych potrzeb w drugiej osobie, nawet jeśli ona mówi i robi coś, co nam
zdecydowanie nie odpowiada.
Jest to szczególnie trudne, gdy
żywimy do kogoś jakąś urazę, nosimy w sobie żal lub złość do tej osoby. Nasze
utrwalone oceny i przekonania na jej temat stanowią silną barierę
uniemożliwiającą nam spojrzenie na nią życzliwym okiem. „Jak to?! Przecież nie
cierpię tego, jak się zachowuje, co robi, co mówi!” Przypisuję jej przy tym
konkretne intencje: „że specjalnie, że złośliwie, że naumyślnie, że z
wyrachowania, że robi to przeciwko mnie”.
A jednak zatrzymanie się i
przyjrzenie potrzebom, jakie kierują zachowaniami drugiej osoby, pozwala
poszerzyć perspektywę własnego postrzegania danej sytuacji i osoby. To silny
mechanizm transformujący naszą percepcję, dający większe zrozumienie i
pobudzający empatię.
Osoby, które stykają się z
koncepcją potrzeb w konflikcie pierwszy raz, czasem mylnie z początku
ją rozumieją. „Zobaczyć człowieka w człowieku”, czyli co? Udawać, że nie widzę,
co robi i mówi? Przymknąć oczy? Przejść do porządku dziennego, nawet jeśli mi
się to nie podoba? Pozwolić, żeby to się działo moim kosztem?
O nie! Tu wcale nie chodzi o to,
by rezygnować z siebie i z tego, co dla nas ważne i się wycofywać. Jak mówił
Marshall Rosenberg: „Zrozumieć potrzeby drugiej osoby nie oznacza rezygnacji ze
swoich własnych. Oznacza natomiast okazanie drugiej osobie, że jesteś zainteresowany
zarówno swoimi, jak i jej potrzebami”. Gdy nasze granice są przekroczone,
gdy to, co dla nas ważne, nie jest brane pod uwagę tak, jakbyśmy tego chcieli,
jest bardzo ważnym, aby stanąć w swojej prawdzie. Czyli jasno o tym mówić i
działać na rzecz tego. Jednak nie z miejsca reaktywności, gdzie dostępne
reakcje jakie mamy to walka, ucieczka lub zamrożenie. Lecz z miejsca wyboru,
czyli percepcji pozwalającej z uwagą zobaczyć rzeczy, które się dzieją, zaobserwować
ich wpływ na mnie, a następnie w zgodzie ze sobą i swoimi wartościami adekwatnie
zareagować.
W rzeczywistości dość rzadko mamy
do czynienia w konfliktach z zachowaniami z miejsca wewnętrznego wyboru, a dużo
częściej jednak z miejsca reaktywności. Wielu z nas atakuje słowem –
argumentując, przekonując, czyli walcząc o swoje potrzeby. A też wielu z nas
wybiera spokój, wycofując się z rozmowy, interakcji i rezygnując z ważnych dla
siebie potrzeb. Miejsce wyboru w nas pojawia się, gdy potrafimy się zatrzymać,
zrozumieć swoje potrzeby w danym momencie i adekwatnie do tego zareagować. W
konflikcie oznacza to, że albo wyrażam siebie (mówię o swoich potrzebach) i kieruję
konkretną prośbę do drugiej osoby albo przyglądam się potrzebom drugiej osoby
(zastanawiam się i sprawdzam z nią, jakie potrzeby kierują nią w danym momencie).
Mechanizm jest prosty, lecz w
praktyce wcale nie jest to łatwe. Wymaga regularnego kontaktu ze sobą. Zrozumienia, co jest dla nas ważne oraz systematycznego praktykowania mówienia
o tym tak, by nasze prośby rokowały na rozwiązania wygrany-wygrany.
Takie wyrażanie siebie, czyli
tego, co jest dla nas ważne, jest szczególnie trudne dla osób, które reaktywnie
wycofują się, ustępują, przedkładają potrzeby innych nad swoje. Jeśli
długotrwale rezygnujemy z naszych potrzeb, nie uwzględniajmy ich, to one wcale
nie znikają. Co więcej, jak gdyby czekają na dogodny moment by o sobie
przypomnieć. Dbają przecież o ważne elementy naszego życia, szczęścia czy nawet
istnienia. Jednak jeśli są długo ukrywane i nie mają szansy być zaspokojone, to
intensywność, z jaką potem mogą się ukazać nam i światu, będzie większa. To jest
tak, jak z gotującą się potrawą przykrytą szczelnie pokrywką. Gdy ciśnienie pod
pokrywką będzie wystarczająco duże, napór sił odrzuci nawet najlepiej
zainstalowaną pokrywkę. Gdy jednak bierzemy swoje potrzeby regularnie pod uwagę,
proces budowania porozumienia przebiega łagodniej.
Wyrażanie siebie w konflikcie
oparte na świadomym nazywaniu potrzeb, które nami kierują, oraz formułowaniu
konkretnych próśb do drugiej osoby, to nie tylko sposób na zadbanie o własne
potrzeby. To także podstawa wyrażenia sprzeciwu wobec zachowań i słów drugiej
osoby, które są dla nas trudne lub nieakceptowalne. Jak wspomniałyśmy wcześniej,
rozumienie potrzeb drugiej osoby nie oznacza „ustępowania jej” czy „pobłażania
jej zachowaniom i słowom”. Poprzez wyrażenie swoich potrzeb i próśb, możemy w
jasny sposób dać wyraz swojej dezaprobacie i sprzeciwowi. A jednocześnie
powstrzymać się od cisnących się na ogółu na usta ocen, osądów, moralizowania,
czy pouczania, które wywołują strach, wstyd lub poczucie winy. A tym samym
aktywują u drugiej osoby stan reaktywny – walkę, ucieczkę lub zamrożenie. Zamiast
prowadzić do rozwiązania konfliktu, tylko go wtedy zaogniamy. I mimo, że nawet
„na tu i teraz” osiągniemy od drugiej osoby, to na czym nam zależy, bo będzie
zastraszona, zawstydzona lub w poczuciu winy, to długoterminowo konflikt będzie
narastał. Jej stłamszone potrzeby będą powoli się w niej „gotować” i prędzej
czy później w jakiejś formie nastąpi „odwet”, gdy pokrywka pod wpływem wewnętrznego
ciśnienia zacznie się unosić.
Wróćmy do patrzenia na drugą osobę bez ocen. Wspomniałyśmy, jak dużym bywa to nieraz wyzwaniem, aby popatrzeć na kogoś jak na czystą białą kartkę. Jednak takie właśnie podejście pomaga budować relacje bez ocen, a za to z ciekawością, bez interpretacji, a z uważnością na to, co tu i teraz, czyli uczucia i potrzeby.
Zamiast widzieć oceniająco
„nieposłuszne dziecko”, do którego się mówi trzeci raz i nie reaguje, można
zobaczyć dziecko pochłonięte tu i teraz zabawą, cieszące się przyjemnością,
którą mu ona daje i spontanicznością chwili, która trwa. Zamiast widzieć
oceniająco „leniwego męża”, który leży na kanapie i ogląda telewizję, kiedy
żona się szarpie z zaciętym kablem od miksera, można zobaczyć męża, który
cieszy się swoim odpoczynkiem i nie ma jasności, że w tej chwili oczekujemy
jego pomocy. Zamiast widzieć oceniająco „nieszczerego kolegę z pracy”, który
przedstawia jakąś sytuację w taki sposób, aby wypadła na jego korzyść, można
zobaczyć przestraszonego kolegę, który boi się konsekwencji przedstawienia
sytuacji obiektywnie, bo musiałby się z nimi zmierzyć. Dla bezpieczeństwa
emocjonalnego i łatwości wybiera takie zachowanie.
Na tym właśnie polega zobaczenie
„człowieka w człowieku”. A jeśli nam nie odpowiada ich zachowanie? Jeśli
wywołuje naszą frustrację, irytację, smutek, czy gniew, połączmy się jak
najszybciej z naszymi potrzebami. Nazwijmy, co na tu i teraz jest dla nas
ważne. Może brakuje nam łatwości, szacunku, wsparcia, współpracy? I nauczmy się
wyrażać to w nieoceniający sposób oraz skutecznie. Konkretnie formułować swoje
prośby do drugiej osoby tak, aby miała szansę w swoich zachowaniach uwzględnić
też nasze potrzeby.
Komentarze
Prześlij komentarz